sobota, 14 maja 2016

Prolog

Zayn's pov

25 marca -  dzień, który jest dla mnie jak jakiś pieprzony piątek trzynastego...

Od rana biegam po całym domu i staram się choć trochę ogarnąć. Dwie godziny potem jestem już gotów. Jeszcze tylko poprawiam krawat i wychodzę.

Przed domem czeka na mnie wcześniej zamówiona limuzyna. Wsiadam do niej pospiesznie i cierpliwie czekam, aż kierowca ruszy w drogę.

Gdybym teraz powiedział, że jestem zdenerwowany lub zestresowany - skłamałbym. Nie potrafię nazwać tego, co czuję. Znasz to uczucie, gdy coś jest dla Ciebie tak bardzo ważne i zaraz masz pokazać to całemu światu? Albo chociaż mamie, czy komuś bliskiemu? To właśnie teraz czuję...

🎦🎦🎦

Pół godziny później byłem już na miejscu. Masa ludzi kręciła się wokół mnie, ale także i na zewnątrz; paparazzi, moi fani, czasem też i hejterzy. Przypatrywałem się temu, jakby z góry. Byłem obserwatorem, którego nikt nie zauważał, ale to właśnie jego pragnęli zobaczyć.

-Zayn! Tutaj jesteś... - odetchnęła z ulgą... Ktoś. Przyznajmy, wcale mnie to nie obchodzi. Spojrzałem na tą niską brunetkę. Po stroju zauważyłem, że zapewne tu pracuje. Od razu zacząłem ją oceniać, jak to facet. "7" - pomyślałem. "Może gdyby nie strój..."

-Zaraz wychodzisz - przerwała moje rozmyślania. Powróciłem wzrokiem z powrotem do jej oczu. Zarumieniła się lekko i odchrząknęła - Zaraz wychodzisz - powtórzyła.

-Słyszałem... - westchnąłem. Chwilę potem stanąłem za kurtyną obok sceny. To ten moment...

Nikt mnie nie widział, za to ja widziałem ich doskonale; podekscytowane twarze moich fanów. Nie powiem, nie sądziłem, że przyjdzie ich aż tylu, zwłaszcza po tym co się stało...

Z chłopakami było inaczej... Świat zdawał się jakiś taki bardziej kolorowy i wszystko było weselsze. Byłem szczęśliwy? Nie wiem... Bo tego nie wiesz, dopóki nie stracisz tego co jest dla Ciebie ważne. Więc dlaczego odszedłem?

-Cztery... - zabrzmiało z głośników odliczanie. Za cztery sekundy, już nie ma odwrotu...

-Trzy... - pierwszy wdech i zapominam.

-Dwa... - wydech i już o tym nie myślę.

-Jeden... - przybieram na moją twarz firmowy uśmiech.

-Zero... - kurtyna opada, a ja wchodzę na scenę. Rozbrzmiewają oklaski i krzyki z widowni. Siadam naprzeciw szczerzącej się prezenterki. Czas zacząć show...

🎦🎦🎦

Jak najszybciej wszedłem do domu. Poczułem coś ciepłego i mokrego na moich policzkach. Och, ja płaczę? Tuż za drzwiami ciężko opadłem na podłogę i już na całego się rozryczałem.

"Nie no... Malik, weź się w garść!" - pomyślałem. Taa... Nie wiem ile to trwało, ale w końcu skończyłem się mazgaić i wstałem z miejsca, ale nie na długo, bo zaraz runąłem na kanapę obok. Jakie to jest beznadziejne...

Premiera mojej pierwszej płyty wyszła, i to bardzo dobrze. Płakałem, bo to była MOJA płyta... A nie NASZA.

Jaki jest sens cieszyć się z czegoś, skoro nie masz z kim dzielić się tą radością?

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Jęknąłem przeciągle w poduszkę, ale nie wstałem. Może ten ktoś da sobie spokój?

Niestety, oczywiście tak się nie stało.

-Zajebiście... - mruknąłem, i jakby odpowiedzią na to był kolejny dźwięk dzwonka - No idę! - warknąłem. Po drodze wplątałem się jeszcze w kapę, która okrywała moją przyjaciółkę kanapę. Runąłem jak długi na podłogę, nie szczędząc sobie przy tym przekleństw.

-No i co się cieszysz? - spytałem jej. W końcu, gdy już uporałem się z głupią sofą, która współpracowała ze swoim okryciem, stanąłem przed drzwiami. Ktoś musiał mieć niezłą cierpliwość...

Poprawiłem jeszcze włosy (a właściwie to tylko przeczesałem je dłonią i bardziej wzburzyłem) i pociągnąłem za klamkę.

Na chwilę zamarłem... Na szczęście szybko oprzytomniałem i chciałem zatrzasnąć Mu drzwi przed nosem, ale przeszkodziła mi w tym Jego stopa.

Co do jasnej cholery robi w moim domu Louis Tomlinson?!

✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂

Ok, mamy prolog!
Teraz czekamy na pierwszy rozdział.
Piszę trochę na przód, więc na pierwszy rozdział trzeba czekać, ale następne powinny być regularnie 😶